środa, 31 sierpnia 2016

Ciąg dalszy forsowania Odry i góra Czcibora

Co to była za przygoda. Miejsce naszego zamieszkania sprawia, że mamy bliski dostęp do kliku miejsc związanych z historią. Forsowanie Odry, o którym pisałem w poprzednim poście, to jedno z takich wydarzeń. Drugie na przykład to bitwa pod Cedynią z 24 czerwca 972 roku. Chociaż nie do końca wiadomo, czy ta bitwa odbyła się pod Cedynią. W Cedynie znajduje się góra Czcibora, księcia, który uczestniczył w tej bitwie. Na wierzchołek tej góry prowadzą schody, a na samym szczycie znajduje się pomnik upamiętniający tamte wydarzenia.

Czołg w Siekierkach
Postanowiliśmy kontynuować naszą podróż śladami forsowania Odry, ale przy okazji postanowiliśmy odwiedzić górę Czcibora. Plan wycieczki zakładał najpierw dojechanie do Cedyni i góry, a na powrocie eksploracja pól w Gozdowicach - jednym z głównych miejsc gdzie odbyło się forsowanie Odry.
Spakowani wyruszyliśmy w sobotnie popołudnie na wycieczkę. Podczas drogi w kierunku Cedyni przejeżdżaliśmy przez Siekierki gdzie znajduje się cmentarz poległych żołnierzy podczas forsowania Odry. Cmentarz to mała atrakcja dla Kornela, ale już czołg, który stoi nie opodal cmentarz to jest coś. Musieliśmy się zatrzymać przy tym czołgu i porobić parę zdjęć. Oczywiście w związku z tym czołgiem mieliśmy z Kasią 1000 pytań na temat tego czołgu ze strony Kornelka. Przynajmniej droga do góry Czcibora minęła nam szybko.

Góra Czcibora

Na Szczycie

Pomnik na górze Czcibora

Góra Czcibora. Początkowo miałem obawy jak ja tam wejdę po operacji kręgosłupa i jak tam wejdzie Kornel. Ja miałem problem, ale synek już nie. Zadziwił mnie. Byłem pewny, że w połowie drogi padnie przecież to około 230 schodów (źródła podają więcej ale policzyłem). Wszedł pierwszy targając swoją łopatkę do kopania. Ja oczywiście z wykrywaczem myśląc o tym, że na szczycie coś pokopiemy. Widoki z góry przepiękne, jednak warunki do kopania, mizerne. Posiedzieliśmy trochę, po czym udaliśmy się w drogę powrotną. Następny przystanek Gozdowice - główna atrakcja wieczoru.

Jest skarb

Szukają

Dzisiejsze skarby
Gozdowice. Myślałem, że uda nam się jeszcze wejść do muzeum, ale niestety już było zamknięte. Postanowiliśmy poszukać odpowiedniej łąki nad Odrą, gdzie moglibyśmy kopać. Troszkę ciężko było dojechać, ale w końcu udało nam się znaleźć miejsce do zaparkowania obok łąk i pastwisk. Najpierw spróbowałem z wykrywaczem po prawej stronie drogi. Przeszedłem kawałek i nic. Kasia mówi, żebym spróbował z drugiej strony. Nie bardzo chciałem się na to zdecydować, ale ok. Jak zwykle żona miała rację. Pierwszy sygnał, kopanie z Kornelkiem i wyciągamy jakąś stara monetę. Jak się potem okazało to jakiś żeton piwny ciężki do identyfikacji. Radość znowu niesamowita. Łąka może być ciekawa. Niestety po tym już tylko śmieci. jakieś 5 zł, 2 zł i parę innych groszy. Żadnych śladów forsowania Odry.
Podsumowując. Zawsze jak wracam z wycieczki i mam przynajmniej jeden fant to jestem zadowolony. Teraz też mam fanta, choć nie do końca wiem co to jest. Kornelek był wyczerpany. Trochę było z nim śmiechu tego dnia. Zamiast Siekierki mówił: Siekierkowo, zamiast góra Czcibora, mówił: góra Cicibora. Szybko po tej wyprawie zasnął, a w mojej głowie zaczęły się pojawiać pomysły do następnych wypraw. Jeśli ktoś umie zidentyfikować ten żeton to proszę pisać.

Żeton piwny


czwartek, 25 sierpnia 2016

Forsowanie Odry.

Jest jeszcze jeden znajomy, który lubi takie sprawy. Mianowicie mój stary kolega jeszcze czasów podstawówki. To już tyle lat, a można powiedzieć, że utrzymujemy kontakt i jest to raczej relacja przyjacielska. Tak samo jak ja ma rodzinkę. Tylko troszkę większą - dwie córeczki. Znowu znalazło się trochę czasu, więc zadzwoniłem do tego mojego kolegi i wspomniałem o tym, że jestem szczęśliwym posiadaczem wykrywacza. Niby nic, a jednak. Jego reakcja była natychmiastowa. Zna nad Odrą świetne miejsce nieopodal miejscowości Czelin, gdzie w czasie II wojny światowej było forsowanie Odry. Pewnie można tam znaleźć wiele fantów. Razem znamy te okolice, bo całe życie mieszkamy w okolicach Odry i o forsowani Odry słyszałem wiele. Siekierki, Gozdowice, ale nigdy Czelin. Okazuje się, i są to opowieści świadków tych wydarzeń, że w czasie forsowania Odry, rzeka była czerwona od krwi na wysokości wioski Czelin, a na druga stronę można było przejść po ciałach zabitych. Nie wiem na ile to prawda, ale takie opowieści słyszeliśmy wraz z moim kumplem. Trzeba przyznać, że z informacji, które gdzieś tam wyczytałem w internecie była to naprawdę ciężka bitwa Wojska Polskiego. Wszystkie źródła historyczne podają głownie w swoich przekazach całkiem inne miejsca, czyli Gozdowice i Siekierki, o Czelinie wspomina się rzadko.

Forsowanie Odry

No, ale ok. Z racji tego, że kolega ten jest mieszkańcem Czelina wybraliśmy się z Kasią i Kornelkiem do nich pod dom skąd mieliśmy wyruszyć nad Odrę na miejscówkę zaproponowaną przez kolegę. Nasz wyjazd z domu troszkę się opóźniał. Juz za nami dzwonili, żeby się pospieszyć. Plan był taki, że jedziemy nad Odrę rozpalamy ognisko, dzieci i żony siedzą i się bawią, a my wędrujemy na poszukiwania skarbów. Nie wiedziałem jeszcze, co zobaczę, kiedy zajadę pod dom kolegi. Jak ja żałuje, że tego dnia nie robiłem żadnych zdjęć. Kiedy podjechaliśmy pod ich dom mym oczom ukazał się widok, starego rumuńskiego Aro, do którego była podczepiona przyczepa campingowa. Rodzina kolegi była zwarta i gotowa. Przesiedliśmy się do Aro i pojechaliśmy w kierunku obiecanej miejscówki. Śmieszny musiał być to widok. Aro z przyczepą campingową. Nad Odrą znaleźliśmy jakąś polankę, gdzie rozbiliśmy obóz. Stół, krzesła, piwo, słodycze dla dzieci, miejsce na ognisko, normalnie super się zapowiadało. Za nim jednak rozpaliliśmy ognisko postanowiliśmy z kolega cos wykopać z ziemi. Oczywiście dzieci nie chciały się bawić tylko wędrowały z nami. Dwoje małych dziewczynek, mój Kornel, ja i Siwy (bo taka ksywę ma mój kolega).

Czymś takim wybraliśmy się na wyprawę

Niesamowite było to, co zaczęliśmy na samym początku wyciągać z ziemi. Bardzo dużo naboi. Nie wiemy, od czego bo były to pełne naboje, które od razu zasypywaliśmy.  Co parę metrów nabój. Szok. Zaczęliśmy się bać o dzieciaki, żeby nie grzebały w tym, co my wykopiemy. Całe szczęście, że mamy ułożone dzieci, które grzecznie posłuchały choć ciągle stały za naszymi plecami. Mnóstwo różnych rzeczy znajdowaliśmy. Pełno jakiegoś złomu, którego ciężko było zidentyfikować. Zostawialiśmy to na polance. Jedyna rzecz, którą zidentyfikowaliśmy to kolba od jakiegoś pistoletu, ale była w tak opłakanym stanie, że zostawiliśmy ją tam gdzie była.
Hitem popołudnia stało sie jednak, co innego. Znaleźliśmy na polance 50 pfenningów z 1921r. Znowu radocha wielka. Co wypad w teren to coś znajdujemy. Oczywiście skarb przechwycił Kornel i schował. W domu jednak grzecznie mi go oddał i mogłem bardziej się przyjżeć fantowi. Potem przyszła pora na kiełbaski i chwile przerwy. Posiedzieliśmy przy ognisku, po czym spakowaliśmy się i pojechaliśmy do domu. Zmęczeni.

Nasze są troszkę w gorszym stanie

W domu zacząłem się zastanawiać, co można znaleźć na terenie Gozdowic i Siekierek, bo tam szło główne natarcie forsowania Odry. Czelin oberwał jakby rykoszetem, a na polance nad Odrą znaleźliśmy tyle dowodów krwawej bitwy. To, co dopiero znajdziemy w Gozdowicach i Siekierkach. Na samą myśl robi mi się miło. W najbliższym czasie trzeba się tam wybrać.
Niestety nie mam oryginalnego zdjęcia tych 50 fenningów, może zamieszczę przy okazji następnego postu. 

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Pierwsza poważny fant - 15.08.2016r.

Zajarani poszukiwaniem skarbów postanowiliśmy nie przestawać. Jednak nie zawsze jest czas na przygodę. Wiadomo, praca i inne obowiązki. Pewnego jednak dnia nadarzyła się okazja, aby wyruszyć w teren. Cel wyprawy był inny, jednak na wszelki wypadek wykrywacz był schowany w bagażniku. Mieliśmy pomóc znajomy malować domek nad jeziorem. 
Bohater dnia - Kornel

Oczywiście początkowo malowałem ja i Kasia. Kornel coś tam robił, ale jak to dziecko w pewnym momencie zaczął się nudzić i jak my to z żoną mówimy - zaczął piszczeć. Niestety roboty było jeszcze wiele, więc jedno z nas musiało się zając synkiem. W związku z tym, że jestem po operacji kręgosłupa i praca fizyczna mi nie służy, zaszczyt opieki spadł na mnie. No to, co wyciągamy z samochodu wykrywacz i pochodzimy trochę po działce. Działka z wysoką trawą, twarda ziemia. Powiem szczerze, że tak trochę od niechcenia chwyciłem wykrywacz. Miało to być tylko jakieś zajęcie dla Kornela, żeby jeszcze trochę wytrzymał na dworze. Pierwszy dołek i 2 zł. Super. Przynajmniej na lody nazbieramy. Drugi dołek i znowu 2 zł. Potem nam się jeszcze trafiły jakieę śmieci i współczesne 5 gr. 
Domek, który malowaliśmy

Postanowiłem powoli przekonywać małego, że trzeba iść już do samochodu, że tata musi jeszcze troszkę pomóc znajomym. Jednak się nie udało i w sumie to, co wyciągnął Kornelek z ziemi potem to w głównej mierze jego zasługa. Coś zaczęło piszczeć na wykrywaczu i zdawało mi się, że to jest jakiś taki stabilny sygnał. Więc zacząłem kopać. W sumie wywaliłem wielką dziurę, bo jeszcze nie umiem tak się obsługiwać tym wykrywaczem, aby jakoś szybko zlokalizować fanta. 
W pewnym momencie - Jest, tato, jest!!! Patrzę młody wyciąga coś okrągłego z ziemi. Początkowo myślałem, że to kolejny śmieć, a tu taka niespodzianka, 3 feningi z 1871 roku. Masakra. Jak do tej poty to nasza najlepsza znajdka. Pokazałem koledze, u którego byliśmy na działce. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego na jego polu. 

3 pfenninge 1871 - hurrraa


Teraz do się dopiero zajarałem. Już mi się ni chciało pomagać znajomym tylko razem z Kornelem przeszliśmy całą działkę wzdłuż i wszerz, bo przecież coś tu musi być. Niestety już nic nie znaleźliśmy, ale przypadkowe poszukiwania i tak uważaliśmy za owocne. Miejscówka, na której byliśmy to działka nad jeziorem niedaleko Jelenina. 

sobota, 20 sierpnia 2016

Pierwszy wypad 12.08.2016r.

Przyszedł wykrywacz. Wróciłem z pracy. Musiałem jeszcze specjalnie udać się na pocztę, aby go odebrać. Kornel szalał. Ja wewnętrznie też. Powiem szczerze nie trzymałem nigdy wykrywacza w ręku w związku, z czym miałem plan na najbliższe godziny - spokojnie potrenuje w domu, poczytam, poszukam w internecie. Tak przygotowany miałem z moim szkrabem udać się na wykopki. Jednak się nie dało. Wykrywacz wyciągnięty z kartonu został od razu złożony i włączony. Następnie szybkie ubieranie i wypad z domu. 

Tylko gdzie? Kasia - moja żona miała plan żeby skoczyć gdzieś nad jezioro na plażę. Ja miałem ochotę na jakieś pole. Kornelowi było obojętne tylko żeby szybko były skarby. Ostatecznie pogodziliśmy się i wspólnie zadecydowaliśmy, że pojedziemy na „Janosika”. Jest to popularne miejsce spotkań ludzi znajdujące się w lesie. Ławeczki, miejsce na grilla i ognisko. Kasia jechała tam z chęcią znalezienia kasy, ja raczej jakiś reliktów z drugiej wojny światowej. Na tej miejscu spędziliśmy malutko czasu gdyż nasza obsługa wykrywaczem dość kiepsko wyglądała i wykopywaliśmy głównie „polmosy”. Kornel i tak miał radość, bo coś tam zostało wykopane. Nie traciłem jednak nadziej i w drodze powrotnej koło domu zajechaliśmy na świeżo orane pole. Przestawiłem wykrywacz na "coins" i pomyślałem, że tu coś znajdę. Znowu lipa. Znowu nic. Coś tam niby piszczy, ale potem przestaje. W ogóle czarna magia z tym wykrywaczem. 

Wróciliśmy do domu. Ja z żoną trochę zawiedzony, Kornel raczej szczęśliwy, bo połaził i śmieci jakieś wykopał. Nie poddałem się jednak i mówię do Telusia, że idziemy jeszcze spróbować na pole tuż za naszym domem. Wzięliśmy łopaty, wykrywacz i poszliśmy. Znowu jakieś śmieci. Masakra. Nie jest to takie proste coś znaleźć na polu, albo tacy z nas poszukiwacze. Doszła do nas Kasia i akurat trafiła na moment, kiedy Kornel kopał jeden z ostatnich dołków. Nagle jest! Coś jest! Kasia wyciągnęła fanta z ziemi a tam 5 groszy z 1949 roku. Nie mogłem uwierzyć, że koło domu znajduję taką staroć. Niestety zdjęcie tego fanta zrobiłem po umyciu go przez Kornela. Po umyciu i ostrym szorowaniu jakąś szczoteczką. Niestety nie wygląda on tak jak po wyciągnięciu z ziemi, ale to nasz pierwszy fant, więc radocha jest niesamowita. Pozdrawiam


piątek, 19 sierpnia 2016

Zaczynamy przygodę!

Nadeszła ta chwila. Ta chwila, kiedy człowiek cofa się do swojego dzieciństwa i znowu zaczyna żyć marzeniami. To wszystko dzięki Garrett Ace 250 i mojemu synkowi Kornelowi. Może kolejność powinna być odwrotna i może powinienem dodać jeszcze moją kochaną małżonkę, która synka urodziła, a sprzęt zakupiła. 
Sytuacja jest taka, że nie miałem parcia na zakup wykrywacza, bo uważałem, że są ważniejsze rzeczy. Jednak Kornel dostał jakiegoś masakrycznego szaleństwa na punkcie kopania w ziemi i szukania jak on to mówi - skarbów. Wiadomo też było, że zakup wykrywacza wiąże się z tym, że mając 5 lat Kornel sam tego nie będzie obsługiwał tylko będzie musiał wędrować po lasach i polach ze mną lub żoną. Jego rola to kopanie - chociaż nie do końca. Jego rola to raczej wyciąganie skarbów z ziemi. Powiem szczerze, że bardzo się ucieszyłem jak wykrywacz dotarł do nas. Oczywiście zgrywałem twardziela, ale w środku się gotowałem do kopania nie mniej niż mój synek. 
Do dziś zaliczyliśmy cztery wypady, które w najbliższych dniach troszkę opiszę tym bardziej, że trafiły nam się jakieś tam fanty. Niestety z samych wypraw nie mam zdjęć, bo na pisanie i dokumentowanie tego wpadłem dosłownie przed chwilą. Pomyślałem, że blog będzie świetną sprawą. 
Podsumowując. Zapraszam do czytania i komentowania. Proszę się nie znęcać nad nami gdyż jesteśmy kompletnymi amatorami w związku, z czym na niektórych rzeczach się nie znam.